W Czechach 80 proc. obywateli uważa, że ma dobry dostęp do systemu ochrony zdrowia. Tymczasem w Polsce prawie 70 proc. Polaków uważa, że ten system działa fatalnie

. Publiczny system ochrony zdrowia w wielu obszarach powinien wziąć przykład z sektora prywatnego. Celem rządu jest w ciągu najbliższych 6 lat zwiększenie wydatków na zdrowie do 7 proc. PKB – już w 2023 r. mają one osiągnąć 6 proc. PKB. Obok likwidacji limitów do specjalistów to drugi bardzo ważny postulat w drodze do naprawy polskiego systemu ochrony zdrowia. Dodatkowe pieniądze mają zostać przeznaczone na inwestycje, modernizację infrastruktury, cyfryzację, nowoczesne terapie, nowe kadry i zwiększenie wynagrodzeń.

– Niestety, realizacja założenia 7 proc. PKB jest fikcją. Ilość pieniędzy nie daje nam gwarancji tego, że mamy dostęp do świadczeń medycznych, a ilość pieniędzy przeznaczanych na system ochrony zdrowia powinna być monitorowana dwoma podstawowymi wskaźnikami – powiedział serwisowi eNewsroom Dariusz Klimczak, Wiceprezes PSL, Członek Sejmowej Komisji Zdrowia. – Pierwszy, to jest dostęp do świadczeń medycznych – czyli czy czekamy w kolejkach czy nie. Druga sprawa, to kondycja finansowa podmiotów leczniczych – czyli świadczeniodawców. Jeżeli te czynniki okazują się dobre to znaczy, że przeznaczamy właściwą ilość pieniędzy na funkcjonowanie systemu zdrowia. A dzisiaj kłócimy się, czy rząd daje 6% PKB, czy to jest 4,5% PKB i każdy przyjmuje inną metodologię liczenia. Najlepszym wskaźnikiem będzie to, czy ja po prostu jestem w stanie dostać się do lekarza. Podstawowym problemem jest niedofinansowanie, które jest chorobą przewlekłą polskiego systemu ochrony zdrowia. I jak każda choroba przewlekła niszczy inne organy organizmu. Niedofinansowanie wpływa też negatywnie na stan kadr medycznych, które są powodem braku dostępności do świadczeń medycznych, zwłaszcza na terenach wiejskich – tłumaczy Klimczak.

Pin It on Pinterest

Share This