Dzięki sukcesom intensywnego rozwoju kardiologii minionych dwóch dekad możemy przyjąć, że zawał serca nie stanowi już jasnego wyroku śmierci. Kluczem jest jednak szybkość działania – im sprawniej podjęte leczenie, tym incydent będzie mniej brzemienny w skutkach. Sam pacjent do szpitala powinien trafić w ciągu tzw. “złotej godziny”, czyli sześćdziesięciu minut od wystąpienia bólu wieńcowego. Czy możemy natomiast obawiać się, że nie zauważymy własnego zawału?

Nierzadko zdarza się, że o przebytym zawale pacjent dowiaduje się nawet kilkanaście lat później, kiedy do lekarza udaje się z chronicznym zmęczeniem, częstymi dusznościami czy suchym kaszlem. Diagnoza – niewydolność serca jako efekt nieleczonego incydentu kardiologicznego w przeszłości. Ta wiadomość potrafi być dla chorego szokiem. Jak można przeoczyć własny zawał, skoro towarzyszą mu utrwalone w kulturze symptomy, takie jak promieniujący ból w klatce piersiowej czy duszności? Wątpliwości rozwiewa prof. dr hab. n. med. Robert J. Gil, kardiolog, kierownik Kliniki Kardiologii Inwazyjnej Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA​ w Warszawie.

  • Zawał ma niejedną maskę. Możemy mówić o jego typowej postaci, czyli bólu w okolicy przedsercowej albo zamostkowej, określanym jako przeszywający lub ściskający ból, często porównywany do ucisku cegły, który promieniuje do żuchwy, barku lub lewej dłoni. Inny jego wariant to forma nietypowa, kiedy dolegliwości wcale nie lokalizują się w klatce piersiowej, a np. w okolicy jamy brzusznej. Najczęściej jest to związane z zawałem dolnej ściany serca. Ostatni rodzaj to postać atypowa, której towarzyszy migrena, ból głowy czy ból stawów – tłumaczy prof. Gil.

To właśnie dwie ostatnie postaci – nietypowa i atypowa – są najczęstszą przyczyną nierozpoznania niebezpiecznego incydentu przez chorych. Dotyczy to głównie niewielkich zawałów niezwiązanych z zablokowaniem dużej tętnicy wieńcowej. Ekspert zwraca uwagę, że takie sytuacje nierzadko mają miejsce przy intensywnym wysiłku fizycznym bez uprzedniego przygotowania organizmu. Następnego dnia zauważamy jedynie lekki stan podgorączkowy i skarżymy się na złe samopoczucie, które wkrótce mija, nie budząc naszych podejrzeń.

Czy istnieją różnice między przebiegiem zawału serca u kobiet i mężczyzn? Odpowiedź na to pytanie tkwi w statystyce. Częstotliwość występowania danej postaci zawału jest determinowana płciowo. Podczas gdy u mężczyzn częściej diagnozuje się formę typową, kobiety cierpią na dwie pozostałe, czyli nietypową i atypową. Jeśli dodamy do tego fakt zależnego od płci przesunięcia średniego wieku występowania incydentów kardiologicznych aż o dziesięć lat, a więc również wyższe prawdopodobieństwo obecności licznych chorób współtowarzyszących, wiemy już, że zawał może być dla kobiet szczególnie niebezpieczny. Kolejnym aspektem, na który zwraca uwagę prof. Gil, jest problem natury psychologicznej.

  • Wśród społeczeństwa panuje przekonanie, że zawał serca to domena mężczyzn. To wizja nie tylko nieprawdziwa, ale również szkodliwa. Doprowadziła do tego, że kobiety bagatelizują groźne objawy i w mniejszym stopniu dbają o własne zdrowie, stawiając przede wszystkim na dobro rodziny. Pacjentki opóźniają więc czas dotarcia do szpitala, a kiedy już się w nim stawią, zdają się być bardziej zestresowane faktem opuszczenia domu, rodziny i pracy niż swoim stanem – dodaje specjalista.

Szacuje się, że co roku zawał serca dotyka około 100 tys. Polek i Polaków, faktyczna skala może być jednak o wiele większa. Świadomość przebytego incydentu przychodzi często dopiero podczas podstawowych badań, np. EKG, zmieniając całe dotychczasowe życie chorego. Okazuje się więc, że w dobie pierwotnej angioplastyki wieńcowej bardziej zabójcza od samego zawału serca może okazać się nasza niewiedza.

Rozmawiała: Karolina Jakubiak

Pin It on Pinterest

Share This