Nieterminowe dostawy, brak precyzyjnych informacji o kolejnych terminach, nieustanna konieczność zmian w grafikach i wynikająca z tego frustracja pacjentów – to wszystko powoduje, że entuzjazm do szczepień przeciwko COVID-19 spada. Dość mają zarówno medycy, zmuszeni do rozwiązywania biurokratycznych łamigłówek, narzuconych przez Agencję Rezerw Materiałowych, jak i pacjenci, przerzucani z terminu na termin.
Czy przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej wycofają się z udziału w Narodowym Programie Szczepień?
– Coraz częściej słyszymy wśród naszych kolegów takie głosy, że zrezygnują po zaszczepieniu pacjentów zapisanych do końca marca – przyznaje Agata Sławin z Porozumienia Zielonogórskiego. – Przystąpiliśmy do tego programu dobrowolnie, w poczuciu misji. Braliśmy pod uwagę, że będziemy mieć więcej pracy, ale takiego bałaganu – mówiąc najdelikatniej – nikt się nie spodziewał. I nie tłumaczą go jedynie problemy z nieterminowymi dostawami szczepionek do Polski. To można jeszcze zrozumieć, ale dlaczego nie dostajemy w terminie chociaż szczepionek na drugą dawkę, które przecież zostały wcześniej zabezpieczone?
Agata Sławin podkreśla, że ten tydzień okazał się szczególnie trudny, gdyż skumulowały się szczepienia dwóch grup: pacjentów, którzy otrzymują pierwszą dawkę oraz tych szczepionych drugą dawką. Wszystkie szczepionki dotarły do jej dwóch wrocławskich przychodni w środę, zamiast w poniedziałek. Informacja o opóźnieniu dostawy przyszła w miniony piątek.
– Na wtorek mieliśmy np. w jednej przychodni zapisanych 18 pacjentów na pierwszą dawkę i 18 na drugą – mówi lekarka. – Po informacji o opóźnieniu, części z tych osób zmieniliśmy termin na środę, a części na czwartek. Zmiany planów wiążą się z koniecznością zatelefonowania do każdego z tych pacjentów i wyznaczenia im innego terminu oraz wprowadzeniem tych zmian w system. Do tego dochodzi narzucona przez ARM rozpiska z zasadami postępowania w wypadku rezygnacji pacjenta z przyjęcia drugiej dawki lub jego śmierci. Zastosowano w niej tak skomplikowane algorytmy, że przypominają łamigłówkę. W naszym żargonie nazywamy ją sudoku, ale personelowi nie jest do śmiechu. W środę szczepiliśmy do późnych godzin wieczornych. Na ten dzień mieliśmy też zaplanowane szczepienia dzieci, ale w tej sytuacji „przerzuciliśmy” je na piątek. I znowu trzeba było zawiadomić rodziców. Właściwie powinnam zatrudnić kogoś na pełny etat tylko do wykonywania telefonów do pacjentów, którym nieustannie zmienia się termin wizyty, i wysłuchiwania często niemiłych reakcji. Pamiętajmy też, że poza szczepieniami zajmujemy się w POZ dotychczasową pracą, normalnie przyjmowanych pacjentów nam nie ubyło.
Z doświadczeń Agaty Sławin wynika, że część osób przyjmuje zmiany terminów ze zrozumieniem, ale niektórzy się irytują. Można zrozumieć zwłaszcza rodziny najstarszych seniorów, otrzymujących właśnie drugą dawkę. To osoby powyżej 80 r . życia, często i po 90-tce. Mało która z nich jest w stanie samodzielnie dotrzeć do przychodni, większość korzysta z pomocy bliskich, którzy także mają swoje obowiązki i nie zawsze mogą je zmieniać z dnia na dzień. Kubły pomyj, jakie niejednokrotnie wylewają się na personel przychodni, nie pomagają w pracy, a cały chaos nie służy promocji szczepień. Coraz częściej się zdarza, że seniorzy rezygnują ze szczepienia.